Dzień bez pakowania, więc wszyscy

Czwartek, 24 maja 2007 · Komentarze(0)
Dzień bez pakowania, więc wszyscy równo . Hurraaaa!!. Trasę miałem wyznaczoną przez GPS . Parę kilometrów za Węgrowem lądujemy na szutrze. Żeby wybrnąć z sytuacji tłumaczę, że to najkrótsza droga. Toczymy się i wkrótce wjeżdżamy do lasu. Droga staje się wąska i piaszczysta, czasami trzeba prowadzić rower. Mijamy jakąś wioskę, na pytania o asfalt słyszymy, że zwinęli go dziesięć lat temu. Po następnych 7 km docieramy do asfaltu, dalej już normalnie. Edek stwierdził, że wszystkiego trzeba spróbować, Waldek nic nie mówił. Robimy przerwy w jeździe, bo słońce mocno praży. Ręka Waldka za każdym razem pełna pudru ląduje w spodenkach. Nie pamiętam już, czy teraz czy później zakupił pieluchy i postanowił w nich jechać dla zmniejszenia dolegliwości. W Zambrowie poszukujemy coś do jedzenia i po pewnym czasie znajdujemy bar. Ja zamawiam normalnie, nawet Waldek zamówił schabowego, Edek jak zwykle indywidualnie, nie pamiętam ale chyba ryba. Dalej udaliśmy się w kierunku brzegu rzeki Narew. GPS znowu prowadzi na szuter i po pewnym czasie polną drogą dojeżdżamy do brzegu rzeki. Niestety rzeka brudna , brzeg wysoki i zarośnięty, brak możliwości nawet zamoczenia nóg. W dodatku komary, ale dało się wytrzymać, chociaż nie było się w czym umyć. Pomimo tego było paru rybaków. Rowery spięte leżą na ziemi. W nocy był niezły spadek temperatury, zziębnięty obudziłem się i zacząłem cieplej ubierać. Wyjrzałem na zewnątrz. Księżyc wisiał nisko, nad wodą unosiły się kłęby parującej pary. Sceneria brzegu przypominała obraz niezłego filmu grozy. Miało być dzisiaj co najwyżej 100 km, znowu było ponad, Waldek nie był zadowolony.

Rano pobudka w standardowy

Środa, 23 maja 2007 · Komentarze(0)
Rano pobudka w standardowy sposób. Pytanie, odpowiedz, syk palnika, ja ostatni. Muszę nad tym jeszcze popracować. Czuję się trochę jak w wojsku podczas pobudki, z czasem będzie mi się to
kojarzyć (ten ciąg następujących po sobie odgłosów ) z początkiem utworu Pink Floyd – „Money”. Ruszamy ostro dalej. Waldek stwierdza luzy w suporcie i w Mińsku Mazowieckim szukamy serwisu rowerowego. Jechałem przodem, po chwili odwróciłem się i byłem sam. Koledzy zniknęli. Pytaliśmy prędzej o sklep rowerowy, więc może pojechali inną drogą. Popytałem i dojechałem do sklepu , niestety ich nie było, komórka też nie odpowiadała. Trochę zdezorientowany nie widziałem co dalej. Jeździłem dwa razy wzdłuż ulicy wypatrując kolegów i nic. W końcu po 20 minutach zacząłem wracać drogą, którą jechaliśmy poprzednio. Znalazłem ich przed innym sklepem rowerowym, Waldek już
miał wymieniony suport, tylko dlaczego nikt za mną nie pojechał?. Postanowiłem bardziej uważać. Pojechaliśmy dalej, słońce prażyło nasze plecy. W miejscowości Węgrów zatrzymaliśmy się na obiad w przydrożnym barze. Od tej pory nie będę pisał co jadłem, chyba, że było to coś innego niż schabowy. Jakoś zamarzył nam się camping, okazało się, że był. Po chwili mieliśmy wynajęty domek po 15 zeta od osoby. Domek trochę zapuszczony, wokół kolonia szpaków, które trzeba przekrzykiwać. Jest za to ciepła woda, więc wzięliśmy prysznic. Waldek obmacał tylna część ciała i stwierdził dramatycznie – jest bąbel. Szybko przebrał się i udał do apteki po plastry i maści. My z Edkiem natomiast udaliśmy się oglądnąć Węgrów – nic ciekawego. Zjedliśmy lody w cukierni. W nocy szpaki na szczęście milczały, więc spanie było dobre.

Pierwsza noc pod namiotem

Wtorek, 22 maja 2007 · Komentarze(0)
Pierwsza noc pod namiotem jakoś minęła. Obudził mnie dźwięk rozsuwanego zamka i głos Waldka - „ Edek co wstajemy ?”. Odpowiedź była pozytywna i zaraz potem usłyszałem syk zapalonego palnika gazowego. Waldek grzał wodę na zupkę chińską. Powoli wygramoliłem się z namiotu i walcząc z komarami, zacząłem się pakować, przegryzając w międzyczasie szybko jakieś ciastko. Pomimo względnego tempa pakowania, okazało się, że jestem ostatni , co widać było po minach pozostałych i powiedzeniu , że poczekają na mnie na szosie. Zabrzmiało to jakby mieli odjechać, jak się nie pośpieszę, a może jestem przewrażliwiony?. Coś mi to nie pasowało, gdybym tak zaczął i ja gotować
pewnie by czekali pół godziny, pomyślałem, że musze przyśpieszyć następnym razem. Ruszyliśmy do przodu, pogoda śliczna. Przejazd przez gminę Przysucha. Zatrzymujemy się nad pustym jeszcze o tej porze jeziorem Radomka przed miejscowością Przysucha, gdzie schładzamy się wchodząc do wody. Chwila oddechu i pomknęliśmy na Białobrzegi, gdzie zjedliśmy obiad ( schabowy ) i zrobili drobne zakupy. Po naradzie udajemy się nad Pilicę, w celu założenia obozowiska. Znaleźliśmy piękne
miejsce, nad samą rzeką, woda była czysta, więc od razu zażyłem kąpieli. Rzeka w tym miejscu jest płytka, że można swobodnie przejść na drugi brzeg. Rowery zostały zapięte do drzewa, a my z mapą, ustalaliśmy plany na następne dni. Pogoda dopisuje, komarów brak, można swobodnie porozmawiać. Edek zabrał przewodnik Pascala, więc pięknie czytał bez okularów o tym co wkrótce zobaczymy. Obok pokazało się paru rybaków, jest to miejsce często przez nich odwiedzane, zamieniliśmy parę słów.

Początek wyprawy bez historii.

Poniedziałek, 21 maja 2007 · Komentarze(0)
Początek wyprawy bez historii. W Koziegłowach zatrzymujemy się na pączki i kawę. W Włoszczowej odwiedzamy sławny dworzec kolejowy. Zatrzymujemy 15 km się za Włoszczową, na brzegu jeziorka, tuż przy drodze. Komarów pełno, więc za dużo nie rozmawialiśmy. Na brzegu rybacy, więc spaliśmy czujnie.