Wstajemy. Namioty mokre od

Piątek, 25 maja 2007 · Komentarze(0)
Wstajemy. Namioty mokre od osiadłej rosy. Wpycham w siebie przygotowane dwa pączki, popijam sokiem. Mam ze sobą palnik gazowy i gaz, ciekawe czy go użyje. Jak co rano walczę ze śpiworem, wgniatając go do małego firmowego woreczka, potem przychodzi kolej na materac samo pompujący. Kątem oka patrzę na Waldka. Na stojąco wcina dopiero co zrobiona zupkę chińską, bacznie obserwując stan mojego zaawansowania w pakowaniu. Nie zauważyłem dotychczas żeby Edek coś jadł. Zaczynam podejrzewać, że najpierw je, a potem ogłasza pobudkę. Dziwne myśli nachodzą człowieka z rana. Rower przygotowany. Pudruje tyły, które odczuwają trudy podróży, ale nie jest tak źle, żeby nie można było jechać. Za parę dni powinno się wszystko unormować.
W planie dzisiaj dojazd do Augustowa. Jedziemy polną droga wzdłuż Bzury, do niezaznaczonego na mapie mostu. Chłopaki nie bardzo wierzą, że tam będzie, ja wierzę w mój GPS. W końcu dojeżdżamy, jest drewniany most, parę fotek i po kilometrze znajdujemy asfalt. Drogą wzdłuż Biebrzańskiego Parku Narodowego kręcimy w kierunku Twierdzy Osowiec. GPS znowu prowadzi w teren , pchamy rowery polna piaszczysta drogą, po obu stronach łany zbóż. Głośnych narzekań nie słyszałem !.
Asfalt w dosłownym tego słowa znaczeniu znajdujemy we wsi Okrasin. Polegało to na tym, że spod grubej warstwy łajna krowiego, powoli łatami wyłaniaj się asfalt, by w całej okazałości wyłonić się w okolicach środka wioski. Wrażenie piorunujące. Zatrzymujemy się przy miejscowym sklepie. Chłopaki wykupują wszystkie kołaczki i ucinają rozmowę z miejscową ludnością, która tłumnie waliła na nasze powitanie. Pozostaje mi zjeść loda. Tniemy dalej. Przed Osowcem spotykamy parę sakwiarzy, okazuje się z Holandii, jadą na Kraków. Pozdrowienia i ruszamy. W twierdzy Osowiec okazuje się, że niemożliwe jest jej zwiedzenie. Jest to teren jednostki, wejście z przewodnikiem po uprzednim umówieniu, najlepiej dzień wcześniej. Zainteresowanym przypominam, że warto o tym pamiętać. Zwiedzamy tylko w okolicy dostępne szczątki umocnień. Waldek wymienia uszkodzone łożysko w lewym pedale, ma jeszcze jedno zapasowe. Ciekawe, kto jeszcze wozi zapasowe łożyska do pedałów?.
W okolicach Dolistowa przejeżdżamy skręt na Białobrzegi, wnet jednak wracamy na właściwy trakt. W Dolistowie Waldek podczas krótkiej przerwy na przystanku wcina konserwę rybną, Edek natomiast w tym czasie opowiada historię najazdu szwedzkiego.
Na Białobrzegi do wsi Jasionowo 17 km szutru, droga piękna wzdłuż wijącej się mnóstwem zakoli rzeczki, chociaż wytrzęsło nas zdrowo. Po pewnym czasie dojeżdżamy do Kanału Augustowskiego, na śluzę Dębowo. Zjeżdżamy do śluzy i moczymy nogi w wodzie. Upał jest niezły, cały oblewam się orzeźwiającą wodą. Pędzimy w kierunku Augustowa. W czasie kolejnej przerwy dochodzi do chwili prawdy. Waldek daje mi do zrozumienia, że przyłączyłem się do wyprawy i zostałem przyjęty, więc nie mogę stawiać własnych warunków, tylko cicho siedzieć. Jako zarzuty mojej winy podał, dystanse dzienne ponad 100 km !, chodzenie na obiady do restauracji !!, jazda z prędkością ponad 27 km/h !!!. Rozgoryczony stwierdził, że gdyby wiedział, że będzie inaczej to by nie jechał. Przemilczałem wszystkie zarzuty, zrzuciłem to na karb wysokiej temperatury, przemęczenia i bolącego tyłka. W Augustowie Waldek postanowił kupić nowe siodełko i zaczęliśmy szukać sklepu rowerowego po raz kolejny. Atmosfera była trochę napięta, obiadu na razie nie jedliśmy. Wykorzystując, że Waldek kupuje siodełko wskoczyłem na hamburgera, żeby coś wrzucić na ząb, chociaż czułem się jak przestępca, przecież inaczej się umawialiśmy, gotować mieliśmy sami. Siodełko kupił i udaliśmy się na rynek, gdzie zgodnie zjedliśmy lody w kubku. Po naradzie udaliśmy się w stronę granicy ( dzień bez obiadu – sic! ) , szukając po drodze miejsca na nocleg. Parę kilometrów za Augustowem był znak informacyjny kierujący nas do lasu na pole namiotowe. Droga okazała się niezdatna do poruszania się rowerem , blisko 3 km pchaliśmy dzielnie nasze sakwy, by dotrzeć w końcu, na nieczynne jeszcze pole namiotowe nad jeziorem Serwy. Rozbijamy się szybko, komary w normie. Edek rozpala ognisko, siedzimy i gadamy. Jutro wjazd na Litwę. Woda w jeziorze czysta , myję się i podziwiam piękno okolicy Idziemy spać, znowu grubo ponad 100 km.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa tkowi

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]